poniedziałek, 27 lutego 2012

Diabelski młyn

Jako że w Azerbejdżanie będziemy jeszcze tylko tydzień, carpe diem stało się naszym mottem.

Dzisiaj międzyczasie wybrałyśmy się na jedną z atrakcji umiejscowionych na Bulwarze, czyli diabelski młyn. Jest spór w doktrynie czy płaci się za osobę czy za wagonik, grunt że wyniosło nas to 1 manat na głowę.

Gdzieś w tym mieszkamy

Dworzec za dnia

Tyle słońca w całym mieście...

Atrakcji z serii Wesołe Miasteczko jest więcej

Właściwie bulwar jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie rośnie coś zielonego






Marmur dominuje w nowszej części miasta

Pakowanie oficjalnie rozpoczęte

niedziela, 26 lutego 2012

No i minął kolejny dzień. Pierogi pewnie się zrealizują jutro, bo jakoś trzeba przekonać stosowne osoby, aby nas zabrały w ramach projektu w region.

Reszta wolontariuszy powróciła już ze szkolenia z Gruzji. My zaś spędziłyśmy pół dnia na szukaniu promu pływającego za 2 manty po Morzu Kaspijskim, by w końcu się okazało, że na razie nie pływa, ale może będzie  w maju. Odkryłam także, że kluczem skutecznego dzwonienia do innego kraju jest wybranie numeru kierunkowego.

Zdjęcia nie chronologicznie. Sorry.

Napawanie się słońcem



Nie do końca rozumiemy, o co chodzi z tymi pomnikami. 

Z okazji pogody, intensywność zachęcania do zakupu dywanu wzrosło o 500000 %


Już niedługo przyjdzie się pożegnać z tym widokiem, więc powstał plan jeżdżenia codziennie nad Morze i na Stare Miasto ( İçəri Şəhər ) 





Karolina przygotowuje się do postu o motoryzacji



Dworzec nocą (właściwie jeden z budynków, nie wiadomo do czego służy, ale jest najładniejszy )

A obok sprzedają coś takiego

Muzyka na żywo, a co.






Tak wygląda większość dzisiejszych zdjęć z nad Morza. Się mówi trudno. 





Dzisiaj jest także 20. rocznica masakry w Xocali, największej podczas walk o Karabach. Na Placu Fontann odbyła się mała manifestacja. Miasto jest pełne plakatów propagandowych, a telewizja na bieżąco informuje jak prezydent uczcił ten dzień. 

Czas leci, niedługo powrót do Polski, a w Baku wiosna pełna parą. Od paru dniu biegam po mieście w letniej kurtce i balerinach.

Zastanawiamy się ostatnio głównie nad tym, na co by jeszcze przewalić ostatnie pieniądze. Herbaty i suszonych owoców kiwi już chyba wystarczy.

Kilka wniosków z poprzednich dni:

  • Jak ogarnąć stado rozbrykanych chłopaków ? Otóż, wystarczy zrobić competition. Od razu zapamiętywanie słówek wzrasta o 350 %. 
  • Nie ma ciekawszego zajęcia niż gra w Hali-Gali
  • Chyba, że są to kolorowanki z naklejkami Disneya
  • Domino jest grą podczas której można się uczyć angielskiego. 
  • Dawanie dzieciom aparatu do zabawy nie jest dobrym pomysłem. Zazwyczaj kończy się utrata wszystkich zdjęć na wyżej wymienionym. 
  • Prawdopodobnie w azerskim nie ma słowa oznaczającego rozkład jazdy. Matero i autobusy jeżdżące po mieście czegoś takiego nie posiadają. Jak jedzie to jedzie, a jak nie jedzie to nie jedzie. 
  • Przystanek jest tam, gdzie masz kaprys, aby był. Ewentualnie, gdzie kierowca ma kaprys.
  • Za przejazd autobusem płaci się przy wysiadaniu.
  • Jak chcesz wysiąść, stukasz w szybę.
  • W metrze nie wolno robić zdjęć, na dworcu też nie. To, że mają one swoje strony internetowe, gdzie jest galeria niczego nie zmienia. Nie wolno. Strategiczne.
  • Ostatnim czasem dla odmiany nie miałyśmy gazu. A co ?! 
  • Nie ma jak pomidorowa, nawet sporządzona z dziwnych produktów.
  • Jak zrobić pierogi bez stolnicy i wałka ?



czwartek, 23 lutego 2012

Filharmonia

Post miał być początkowo o wspaniałej lekcji z dzieciakami, aczkolwiek właśnie okazało się, że dawanie 10-letnim chłopakom aparatu do zabawy nie jest dobrym pomysłem, bo usunęli wszystkie dotychczasowe zdjęcia ( na szczęście zgrywam na bieżąco na dysk, więc straciłam tylko te z dzisiejszych zajęć ).

Tak więc będzie o filharmonii, nowiem jest tu coś takiego. Znalazłyśmy w internecie informacje, że Ambasada Litwy zaprasza na koncert do Filharmonii za free. Zrobiłyśmy wszystko co w naszej mocy, aby wyglądać jak ludzie, a na miejscu się okazuje, że za darmo, ale trzeba mieć zaproszenie. Aczkolwiek można czekać. Tak więc czekałyśmy i obserwowałyśmy. To, że koncert miał się zacząć o 19, nie znaczy, że członkowie orkiestry nie mogą przychodzić o 19.15. Z ciekawszych gości przyobserowałyśmy dziadka z trzema prostytutkami oraz 2 elegancie pary (oni w mundurach, one w wieczorowych sukniach ), którymi absolutnie nikt się nie zajął. Widziałyśmy ich później na sali, jak niepewnie siedzieli w ostatnim rzędzie. Koncert całkiem sympatyczny, zagrali nawet Chopina, co sowicie nagrodziłyśmy oklaskami.

A jeszcze z obserwacji poczynionych po koncercie, najlepszy samochód miał pan z Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych.






Wyprawa do muzeum dywanów zakończyła się sukcesem. Niestety fotografowanie płatne dodatkowe 4 manaty, więc zdjęć nie mam.

 Plakaty dotyczące Eurowizji są niemal tak popularne jak ostatniego prezydenta

Versace ...

.... i Chanel

Flame Towers podobno są widoczne z  każdego miejsca w mieście (poza naszym mieszkaniem)

Muzeum Dywanów


Molo




Szczyt lansu, nie dość, że ciemne, to jeszcze futro

Wczoraj dowiedziałyśmy się, że byłyśmy na jednym z najdroższym bazarów w mieście

W metrze (szczerze mówiąc, to nie takie rzeczy się widywało w 601 )

Pomnik na Placu Fontann ( ciekawe dlaczego ją ogrodzili ? )

Przygotowania do dzisiejszej lekcji

Znalezione w materiałach używanych przez poprzednich wolontariuszy do nauki angielskiego

Jak wyżej